Niespodziewane spotkanie
Nieczęsto nachodzi mnie ochota na coś tak błahego jak czekoladowe lody. Właściwie od lat nie poddawałem się takim kaprysom. W moim świecie smak i zapach zatarły się w gęstniejącej mgle codzienności, a kolory przybladły. Mimo to, gdy dziś niespodziewanie poczułem tę dziwną, dziecięcą niemal chęć, by rozkoszować się czekoladowym chłodem rozpływającym się na języku, wstałem i ruszyłem do sklepu. Nic nie zapowiadało, że ten drobny impuls stanie się katalizatorem lawiny wspomnień i emocji, których tak długo unikałem.
Chłód wiatru smagał moją twarz, kiedy wychodziłem na ulicę. Chicago o tej porze dnia tętniło własnym, obojętnym rytmem. Samotność nigdy nie była tu czymś niezwykłym – w tłumie można czuć się najbardziej osamotnionym człowiekiem na świecie. Mój apartament wypełniał dźwięk echa mojego życia, ale na zewnątrz było podobnie – tylko więcej hałasu. Moje myśli dryfowały, wracając do dni, gdy życie wydawało mi się pełne znaczeń, a ja sam byłem kimś więcej niż człowiekiem spacerującym po lodową zachciankę.
Sklep spożywczy. Jarzeniówki rozświetlające sterylne alejki, mechaniczne ruchy obsługi, anonimowi ludzie. Wszystko to było tylko scenografią dla chwili, która miała na mnie spaść jak grom. Bo oto zobaczyłem ją – Karolinę. Dawne uczucia uderzyły we mnie z siłą przypominającą fale podczas sztormu. Była tam, w tej samej przestrzeni, nagle i niespodziewanie, jakby nigdy nie opuściła mojego świata.
Zauważyła mnie. Najpierw w jej oczach pojawiło się zdziwienie, potem łagodny uśmiech. Jej twarz niewiele się zmieniła – może tylko spojrzenie miało w sobie coś nowego, innego, niedostępnego dla mnie. Kiedyś kochałem to spojrzenie. Kiedyś ono mnie przyciągało, osadzało w rzeczywistości. Teraz wydawało się obce.
– Patryk? – powiedziała cicho, a jej głos przeciął hałas sklepowego świata.
Skinąłem głową, próbując uśmiechnąć się w odpowiedzi. Poczułem, jak serce wali mi w piersi w sposób, którego nie pamiętałem od dawna.
– Nie wierzę... Jak dawno się nie widzieliśmy? – zapytała, patrząc na mnie z czułością przemieszaną z zakłopotaniem.
Zastanowiłem się. Lata. Wiele lat.
– Sporo – odparłem krótko.
Zapadła niezręczna cisza. W końcu to ona ją przerwała.
– Wyszłam za mąż – powiedziała nagle, jakby chciała, by te słowa przeszły przez jej usta zanim się zawaha. – I... spodziewam się dziecka.
Jej oczy błyszczały czymś, czego nigdy nie widziałem. Szczęściem? Może. Albo spokojem, którego sam nigdy nie osiągnąłem.
Nie wiem, co odpowiedziałem. Może uśmiechnąłem się blado, może rzuciłem kilka banalnych gratulacji. Czułem, jak coś we mnie się kurczy, jak na nowo uświadamiam sobie ciężar własnej samotności. Pożegnaliśmy się szybko – nie było sensu przeciągać tej chwili. Ona odeszła do swojego świata, w którym nie było już miejsca dla mnie. A ja zostałem z lodami, które nagle straciły jakikolwiek smak.
Wracając do apartamentu, czułem, jak coś we mnie zapada się głębiej. To dziwne, jak spotkanie jednej osoby może przypomnieć, ile się straciło. Karolina była częścią mojej przeszłości, ale dzisiaj uświadomiłem sobie, że już nigdy nie będzie częścią mojej przyszłości.
Samotność osiadła we mnie jak chłód zimowego wieczoru. Wiedziałem, że mam Annę, że kocham ją, ale tego dnia samotność wydawała się bardziej namacalna niż kiedykolwiek. Może dlatego, że czasem nawet miłość nie jest w stanie uleczyć ran, które nigdy się nie zagoiły.
***
Patryk wpatrywał się w okno swojego apartamentu, obserwując zmieniające się światła miasta, jakby były odbiciem jego własnego, niespokojnego wnętrza. Tego dnia coś go dręczyło bardziej niż zwykle, coś delikatnie, lecz uporczywie uwierało w duszy. Może to była kolejna noc spędzona w samotności, a może po prostu zwyczajna potrzeba czegoś słodkiego. W końcu przyszła mu do głowy myśl – czekoladowe lody. Czuł niemal dziecięcą ekscytację na myśl o ich smaku, o zimnie, które na chwilę odwróci jego uwagę od pustki, która go otaczała.
Zarzucił na siebie czarną kurtkę, wcisnął dłonie w kieszenie i ruszył na chłodne ulice Chicago. Miasto zdawało się pulsować w rytm jego myśli, szum samochodów i odgłosy kroków przechodniów mieszały się w jednolity, przytłumiony hałas. W jego głowie toczył się wewnętrzny dialog – czy takie rzeczy jak czekoladowe lody miały jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Czy cokolwiek miało? Przeszedł przez kilka przecznic, aż dotarł do niewielkiego sklepu spożywczego na rogu ulicy.
Nie spodziewał się, że właśnie tam przeszłość wyciągnie po niego swoje zimne palce.
Przy lodówkach stała ona – Karolina. Kobieta, której nie widział od lat. Kobieta, która kiedyś była jego nieszczęśliwą miłością. W pierwszej chwili nie był pewien, czy to naprawdę ona. Jej włosy były nieco krótsze, twarz bardziej dojrzała, ale w oczach wciąż tliło się to samo światło, które niegdyś przyprawiało go o drżenie serca.
Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, po czym Karolina uniosła brwi w zaskoczeniu.
– Patryk? – Jej głos brzmiał znajomo, ale inaczej. Bardziej pewnie, bardziej spokojnie.
– Karolina – powiedział cicho, czując, jak jego serce przyspiesza.
Chwila zawahania, a potem delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Wyglądała inaczej niż w jego wspomnieniach – była... szczęśliwa. To uderzyło go bardziej niż cokolwiek innego.
– Co u ciebie? – zapytała.
Patryk chciał powiedzieć tyle rzeczy. Że nadal czuje tę samą pustkę, że jego sukces nigdy nie zapełnił dziury w jego wnętrzu, że codziennie toczy walkę z samym sobą. Ale zamiast tego powiedział tylko:
– W porządku. A u ciebie?
Karolina roześmiała się lekko, jakby próbując rozładować napięcie. Wtedy dostrzegł jej zaokrąglony brzuch.
– Jestem w ciąży – powiedziała ciepłym tonem. – Z mężem spodziewamy się dziecka.
Te słowa uderzyły go jak cios. Patrzył na nią, próbując coś powiedzieć, ale żadne słowa nie przychodziły mu do głowy. Wiedział, że tak powinno być. Wiedział, że życie potoczyło się inaczej, niż kiedyś marzył. Wiedział to wszystko, a jednak poczuł się tak, jakby zapadła się pod nim ziemia.
Po chwili rozmowy pożegnali się. Karolina odeszła, a Patryk został sam w sklepowej alejce. Trzymał w rękach pudełko czekoladowych lodów, ale nie czuł już tej samej ekscytacji, co wcześniej.
Wracając do swojego apartamentu, czuł, jak samotność wypełnia go od środka. Wpatrywał się w ulice miasta, próbując znaleźć w nich coś, co sprawiłoby, że ta chwila stanie się mniej bolesna. Ale nie znalazł nic. Myślał o tym, jak życie bywa przewrotne, jak jeden przypadkowy moment może obudzić w człowieku całą lawinę uczuć. Myślał o Karolinie, o jej szczęściu, o tym, że niegdyś wyobrażał sobie ich wspólną przyszłość.
Wszedł do swojego apartamentu, odłożył lody na stół i usiadł w fotelu. W jego myślach kłębiły się wspomnienia, pytania bez odpowiedzi, żal za tym, co nigdy nie było mu dane. Wiedział, że nie powinien czuć się w ten sposób – przecież miał Annę, kobietę, którą kochał i której się oświadczył. A jednak coś w nim pękło, jakby przeszłość na moment udowodniła mu, że wciąż ma nad nim władzę.
Zamknął oczy, wsłuchując się w ciszę swojego apartamentu. I wtedy dotarło do niego, że samotność nie zawsze jest brakiem ludzi wokół. Czasem samotność to świadomość, że nikt nigdy do końca nie zrozumie, co naprawdę dzieje się w twoim wnętrzu.