Walentynkowa niespodzianka
Siedzę na sofie przed kominkiem, w ramionach trzymam gitarę i brzdąkam cicho, niemal bezmyślnie. Ogień tańczy w palenisku, rzucając ciepłe światło na ściany apartamentu. Wydawać by się mogło, że to idealna sceneria na romantyczny wieczór – a jednak, coś wisi w powietrzu. Coś, czego nie potrafię nazwać, ale co nie daje mi spokoju.
Są walentynki, a ja odnoszę wrażenie, że Anna zupełnie o tym zapomniała. Może to tylko moja przewrażliwiona natura, może po prostu za bardzo doszukuję się rzeczy tam, gdzie ich nie ma, ale... Nie widzę w jej oczach tego charakterystycznego blasku, który zdradzałby ekscytację, nie słyszę subtelnych podpowiedzi, które sugerowałyby, że planuje coś wyjątkowego. W innych latach było inaczej. Zawsze była pierwsza. Zawsze planowała coś, czym mnie zaskakiwała. A teraz? Teraz wydaje się być nieobecna.
Przymykam powieki i westchnieniem pozwalam, by melodia, którą wygrywam, pochłonęła mnie całkowicie. To jedna z tych nocy, kiedy nie potrzebuję tłumu, świateł reflektorów ani głośnych owacji. Chcę tylko siedzieć tu, w półmroku, i odpłynąć gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie myśli nie mają mocy rozrywania mnie od środka.
I wtedy słyszę kroki. Lekkie, niemal niesłyszalne, ale wyłapuję je bez trudu. Podnoszę wzrok i widzę Annę. Stoi w progu salonu, na ramionach ma luźno zarzucony szlafrok. Jej twarz jest spokojna, ale w oczach tańczy coś, czego nie potrafię od razu rozgryźć. Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie nie pada żadne słowo.
Serce mi przyspiesza, kiedy jednym płynnym ruchem zsuwa z siebie szlafrok. Spada na podłogę, odsłaniając jej sylwetkę w delikatnej, koronkowej koszulce, która zdaje się ledwie muskać jej skórę. Przez sekundę jestem jak zahipnotyzowany – chłonę każdy detal, każdy cień rzucony przez ogień, każdy ruch jej ciała.
– Myślałeś, że zapomniałam? – Jej głos jest cichy, ale wibruje emocją.
Nie odpowiadam od razu. Odkładam gitarę na bok i podchodzę do niej. Moje dłonie odnajdują jej talię, a palce ledwo dotykają materiału koszulki. Jest ciepła. Żywa. Tak bardzo prawdziwa. Patrzę w jej oczy – te, które znam na pamięć, a które potrafią wciąż zaskakiwać.
– Może trochę – przyznaję, uśmiechając się lekko.
Nie mam szans powiedzieć nic więcej. Jej usta odnajdują moje i wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Cały świat znika, zostaje tylko ciepło, zapach jej skóry i ten znajomy dreszcz, który zawsze towarzyszy naszym pocałunkom. Przyciągam ją do siebie mocniej, pozwalam dłoniom wędrować po jej plecach, po ramionach, po biodrach. Każdy dotyk jest jak obietnica – obietnica nocy, która należy tylko do nas.
Po chwili odsuwa się ode mnie na tyle, by spojrzeć mi w oczy. W jej spojrzeniu jest coś, co sprawia, że moje serce przyspiesza jeszcze bardziej.
– Mam dla ciebie coś jeszcze – mówi, a ja unoszę brwi, zaciekawiony.
Sięgam po gitarę i gestem zapraszam Annę, by usiadła obok mnie na sofie. Jest blisko, jej ramię dotyka mojego, a ja czerpię z tego ciche ukojenie.
– Moja kolej na niespodziankę – mówię, po czym zaczynam grać.
To melodia, którą nosiłem w sobie od dawna. Każda nuta jest wyznaniem, każda pauza ukrytym oddechem, każda zmiana akordu pulsującą emocją. A potem zaczynam śpiewać. Słowa płyną same, bez wysiłku, jakby zawsze tu były, czekając na odpowiedni moment.
Patrzę na Annę, a ona słucha. Widzę, jak jej oczy robią się coraz bardziej szkliste, jak jej pierś unosi się nieco szybciej, jak uśmiech powoli rozkwita na jej ustach.
– To dla mnie? – pyta, kiedy kończę.
Kiwam głową, nie odrywając od niej wzroku.
– Napisałem ją dla ciebie. Dla nas.
Przez chwilę jest cisza. A potem Anna pochyla się i obejmuje mnie mocno, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Czuję ciepło jej oddechu, jej dłonie na moich plecach, jej bijące serce przy moim. I nagle wiem, że nie ma znaczenia, czy pamiętała, czy zapomniała. Bo to, co jest między nami, to coś więcej niż jedno święto w kalendarzu.
– Kocham cię – szepcze, a ja uśmiecham się, przytulając ją jeszcze mocniej.
– Ja ciebie też. Zawsze.