Czuć zbyt wiele
Patryk siedział na skraju swojego łóżka, wpatrując się w bladą poświatę księżyca, która wnikała przez wysokie, zakurzone okna jego apartamentu. Dłonie mężczyzny spoczywały na kolanach, smukłe palce bezwiednie bawiły się frędzlami czarnego szala, który owinął wokół szyi, jakby próbował ochronić się przed lodowatym chłodem nie tylko zimowego wieczoru, ale także własnych myśli.
Był zielonookim, długowłosym blondynem, wokalistą jednego z najpopularniejszych zespołów rockowych. Jego twarz widniała na okładkach magazynów, jego głos rozbrzmiewał w setkach tysięcy głośników, a tłumy fanów krzyczały jego imię w ekstazie na koncertach. A jednak w tym momencie, w tej samotnej chwili, czuł się bardziej opuszczony, niż kiedykolwiek wcześniej. Być może dlatego, że kiedyś wierzył, że sztuka, muzyka, jest mostem, który łączy ludzi, ale teraz zaczynał podejrzewać, że jest to jedynie złudzenie.
W jego głowie kłębiły się pytania. Dlaczego czuł się tak odmienny? Dlaczego ludzie, którzy widzieli więcej, odczuwali głębiej, byli postrzegani jako zagrożenie, a nie jako dar? Dlaczego świat odrzucał tych, którzy nie wpasowywali się w utarte schematy? To pytanie powracało do niego jak bumerang, nie dając mu spokoju.
„Czy to dlatego, że boją się tego, co niezrozumiałe?” – myślał. Przypominał sobie swoje pierwsze próby w muzyce, gdy młody i naiwny, pisał teksty pełne emocji, bólu i miłości. Wtedy wydawało mu się, że szczerość jest cnotą, że prawda zawsze znajdzie drogę do serca drugiego człowieka. Ale szybko nauczył się, że świat nie zawsze nagradza prawdę. Wręcz przeciwnie, często ją karze.
Społeczeństwo nie toleruje nadwrażliwości. Ludzie, którzy widzą więcej, czują więcej, stają się niewygodni. Jakby ich zdolność do głębokiego odczuwania była lustrem, które obnaża powierzchowność i płytkość innych. A lustra, które pokazują prawdę, są często tłuczone. „Czy to dlatego ludzie nas eliminują?” – zapytał sam siebie, choć wiedział, że odpowiedzi nie znajdzie w chłodnym powietrzu swego mieszkania.
Jego myśli dryfowały ku przeszłości, ku chwilom, gdy zbyt intensywne odczuwanie prowadziło go na krawędź. Pamiętał, jak raz, podczas wywiadu, wyznał, że czuje się, jakby nosił skórę o wiele cieńszą niż inni. Dziennikarz roześmiał się wtedy, biorąc jego słowa za metaforę. Ale to nie była metafora. To była prawda. Każdy krzyk, każda łza, każda drobna niesprawiedliwość dotykały go do żywego, jakby świat wbijał w niego igły, jedna po drugiej.
Ale czy lepiej było czuć za dużo, niż nie czuć wcale? W tej chwili nie był pewien. Z jednej strony jego zdolność do odczuwania dawała mu muzykę, tę piękną, bolesną prawdę, którą mógł dzielić z innymi. Z drugiej strony czyniła go wrażliwym, bezbronnym wobec świata, który wydawał się cenić siłę i obojętność bardziej niż empatię i głębię.
Przypomniał sobie słowa, które usłyszał od jednego ze swoich fanów po koncercie: „Twoje piosenki uratowały mi życie”. Chłopak miał łzy w oczach, a głos drżał mu od emocji. To była chwila, która uświadomiła Patrykowi, że jego ból nie był bez znaczenia. Że jego zdolność do widzenia i czucia tego, co inni ignorowali, była jednocześnie jego przekleństwem i jego darem.
Ale dlaczego ludzie tacy jak on byli niszczeni? Dlaczego świat nie mógł zaakceptować, że różnorodność jest siłą, a nie zagrożeniem? Być może dlatego, że społeczeństwo wolało prostotę. Ludzie bali się tego, co skomplikowane, co wymagało głębszego zrozumienia. Byli jak dzieci, które w nocy chowają się pod kołdrą, bojąc się cieni na ścianie. A wrażliwi ludzie, tacy jak Patryk, byli tymi cieniami – obcymi, niezrozumiałymi, przypominającymi o tym, czego większość nie chciała widzieć.
Cisza nocy była jak ciężki koc, który osiadał na jego ramionach. Wstał z łóżka i podszedł do okna. Patrzył na migoczące światła miasta, na ulicę tętniącą życiem. Wydawało się, że świat tam na zewnątrz zupełnie nie przejmuje się jego rozterkami.
A jednak... czuł, że musi dalej śpiewać. Musi dalej być tym cieniem na ścianie. Bo jeśli choć jedna osoba w tłumie poczuje, że nie jest sama, jeśli jego muzyka pomoże komuś przetrwać kolejną noc, to wszystko, co przeżył, będzie miało sens.
Zacisnął pięści, a w jego zielonych oczach pojawił się błysk determinacji. Może świat odrzucał takich jak on, ale to nie znaczyło, że musiał poddać się tej narracji. Może, zamiast próbować zmieniać siebie, powinien próbować zmieniać świat.
– Lepiej czuć za dużo – wyszeptał do siebie. – Niż nie czuć wcale.