Trudna decyzja
Sobotnie popołudnie rozlało się ciepłym światłem po naszym apartamencie. Siedziałem na kanapie, nogi podciągnąłem pod siebie, a w dłoniach trzymałem moją ukochaną gitarę. Struny pod opuszkami palców brzmiały znajomo, koiły i koiły mnie w ten dziwnie spokojny dzień. Anna siedziała naprzeciwko, otulona kocem, z książką w ręku. Czasem zerkała na mnie znad kartek, uśmiechała się lekko, a ja nie mogłem powstrzymać się przed tym, by odwzajemnić jej spojrzenie.
Lubiłem takie chwile. Byliśmy sami, zamknięci w naszym świecie, odcięci od chaosu, który czekał za drzwiami. Cisza między nami była komfortowa, przesiąknięta ciepłem i spokojem, który zdawał się rzadko zaglądać do mojego serca. Muzyka i miłość – czyż nie były to jedyne rzeczy, które nadawały życiu sens?
Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał Annę z lektury. Uniosłem wzrok znad gitary, widząc, jak wyciąga telefon i odczytuje SMS-a. Najpierw jej twarz rozjaśniła się uśmiechem, a potem uniosła spojrzenie na mnie, oczy błyszczały ekscytacją.
– Wyobraź sobie, Karolina jest w ciąży! – powiedziała z radością.
Skinąłem głową, uśmiechając się lekko.
– To wspaniała wiadomość – przyznałem, choć nie czułem szczególnej ekscytacji. Byłem zadowolony dla niej, ale temat dzieci zawsze wydawał mi się odległy. Jak coś, co dotyczy innych, ale nigdy mnie.
Anna patrzyła na mnie uważnie. Po chwili odłożyła telefon na stolik i podciągnęła nogi pod siebie. Jej ton stał się cieplejszy, a spojrzenie nabrało delikatności.
– A my? Kiedy my zdecydujemy się na dziecko? – zapytała miękko.
Jej słowa wbiły się we mnie jak igły. Czułem, jak mój oddech spłyca się nieznacznie, a palce zaciskają się mocniej na gryfie gitary. Spodziewałem się tego pytania. Wiedziałem, że kiedyś padnie. Ale czy musiało paść dzisiaj? W tej chwili, w tym naszym bezpiecznym świecie?
Odłożyłem gitarę na bok i przeciągnąłem dłonią po włosach, czując, jak napięcie osiada mi na barkach.
– Anna... – zacząłem ostrożnie. – Nie wiem, czy jestem na to gotowy.
– Ale co to znaczy „gotowy”? – zapytała z łagodnym, ale nieustępliwym uśmiechem. – Czy kiedykolwiek naprawdę będziemy gotowi?
Westchnąłem, spuszczając wzrok na dłonie. Znałem Annę na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie odpuści tak łatwo. Dzieci... To nie było coś, o czym marzyłem. Nie dlatego, że nie kochałem Anny – kochałem ją bardziej niż cokolwiek na świecie. Ale myśl o ojcostwie wydawała mi się czymś obcym, czymś, czego nie umiałem sobie wyobrazić.
– Po prostu nie czuję, żeby to był odpowiedni moment – powiedziałem w końcu. – Jestem... nie wiem, zbyt skupiony na zespole, na muzyce. Nie wiem, czy byłbym dobrym ojcem. Nie wiem, czy potrafiłbym... – urwałem, bo słowa ugrzęzły mi w gardle.
Anna milczała przez chwilę, a potem ujęła moją dłoń w swoje. Jej palce były ciepłe, znajome.
– Patryk, ale przecież... Ty masz w sobie tyle miłości. Wiem, że byłbyś wspaniałym ojcem.
Pokręciłem głową, niemal mimowolnie. Coś we mnie się buntowało. Może to strach? Może to świadomość, że ojcostwo oznaczałoby zobowiązanie, na które nie byłem gotowy? A może coś więcej? Coś, czego nie potrafiłem nazwać?
– Nie jestem pewien, czy to dla mnie – powiedziałem w końcu.
Cień przemknął przez jej twarz. Zabolało mnie to, ale wiedziałem, że nie mogę jej okłamywać. Nie w takiej sprawie.
– Nie musimy decydować od razu – powiedziała cicho, ściskając moją dłoń. – Ale obiecaj mi, że kiedyś o tym porozmawiamy. Że nie zamkniesz się na tę możliwość na zawsze.
Spojrzałem jej w oczy. Zielone jak łąka wiosną. Piękne. Pełne nadziei.
– Obiecuję – wyszeptałem, choć w moim sercu wciąż czułem ten niepokój, który nie pozwalał mi oddychać swobodnie.
***
Przez ostatnie dwa dni w mojej głowie nie było ani chwili ciszy. Słowa Anny krążyły wokół mnie jak echo w pustej sali koncertowej. „Jestem gotowa, żeby zostać matką” - powiedziała to cicho, niemal nieśmiało, ale w jej oczach zobaczyłem pewność. Nie była to luźna myśl, rzucona mimochodem. To było coś, co nosiła w sobie od dłuższego czasu. Coś, co teraz postanowiła wypowiedzieć na głos.
A ja... ja nie byłem na to gotowy. Nawet nie wiedziałem, czy kiedykolwiek będę.
Dwie doby minęły, a ja nadal nie potrafiłem się z tym oswoić. Dzisiaj czułem, że jeśli nie wyrwę się z tych czterech ścian, jeśli nie pozwolę myślom swobodnie płynąć, zwariuję. Wciągnąłem na siebie kurtkę i bez słowa wyszedłem. Anna nie próbowała mnie zatrzymać. Zrozumiała, że potrzebuję przestrzeni.
Spacerowałem brzegiem jeziora Michigan, czując, jak zimne powietrze koi moje rozpalone myśli. Fale delikatnie rozbijały się o brzeg, a w oddali majaczyły światła miasta. W nocy Chicago wydawało się inne – bardziej tajemnicze, niemal obce. Przyspieszyłem kroku, jakbym chciał uciec przed samym sobą, przed pytaniami, na które nie miałem odpowiedzi.
Czy jestem gotowy na ojcostwo? Czy kiedykolwiek będę? Czy Anna będzie szczęśliwa, jeśli będę jej odmawiał? A jeśli zdecyduję się na dziecko, czy to zniszczy część mnie, tej wolnej, nieprzewidywalnej, żyjącej muzyką?
Zatrzymałem się na chwilę, wpatrując się w taflę wody. Moje życie od zawsze było chaosem. Trasy koncertowe, nagrania, wywiady, nieustanna presja, by tworzyć coś nowego, lepszego. Nie miałem w sobie stabilności, którą powinien mieć ojciec. Anna widziała to inaczej. Wierzyła, że mogę być zarówno muzykiem, jak i ojcem. Że jedno nie musi wykluczać drugiego.
Westchnąłem ciężko i ruszyłem z powrotem. Wchodząc do apartamentu, zobaczyłem Annę, siedzącą na kanapie. Na mój widok podniosła wzrok, a w jej oczach błyszczało coś, co przypominało skruchę.
– Przepraszam – wyszeptała. – Nie powinnam była tak nagle rzucać tego tematu. Nie chcę cię zmuszać do niczego.
Nie odpowiedziałem od razu. Powoli podszedłem i usiadłem obok niej. Patrzyłem na nią, na kobietę, którą kochałem najbardziej na świecie. Nie chciałem jej zranić, ale nie mogłem też udawać, że wszystko jest w porządku.
– Nie przepraszaj – powiedziałem cicho. – Masz prawo tego chcieć. Po prostu... ja jeszcze nie wiem, czy mogę to wszystko udźwignąć.
Anna skinęła głową, a ja poczułem, jak kładzie dłoń na mojej. Nie naciskała. Nie próbowała mnie przekonywać. Po prostu była tu, obok mnie.
A ja nadal nie wiedziałem, jaką decyzję podejmę.