Tylko przyjaciel
Leniwy poranek w moim apartamencie w Chicago. Siedzę przy kuchennym stole, a naprzeciwko mnie Anna. W jej dłoniach paruje filiżanka kawy, a ja obserwuję, jak moja narzeczona przykłada ją do ust. Słońce wpada przez panoramiczne okna, tworząc na twarzy Anny ciepłe refleksy. Cisza między nami jest przyjemna, lekka, jak miękki koc otulający zmęczony umysł.
Nagle Anna przerywa tę harmonię.
– Dziś spotykam się z przyjacielem. Nie widziałam go od lat – oznajmia, odstawiając filiżankę na spodek.
Moje palce zaciskają się mimowolnie na uszku kubka. Przyjaciel. Mężczyzna. Jakiś człowiek, który kiedyś był częścią jej życia. Którego nie znam. Który nagle pojawia się w naszej rzeczywistości. Staram się nie zdradzić targających mną emocji, ale czuję, jak coś wewnątrz mnie kipi, jak lawa cicho bulgocząca pod skorupą ziemi.
– Ach tak? – udaję obojętność. – Kim jest ten twój przyjaciel?
– Matt. Chodziliśmy razem do liceum. Był dla mnie jak brat. Przeprowadził się lata temu i straciliśmy kontakt. Napisał do mnie ostatnio, że jest w mieście tylko na kilka dni. Zaprosił mnie na obiad.
Brat. Brat. Brzmi niewinnie. Ale czy naprawdę? Wiem, jak wyglądają takie historie. Wiem, jak łatwo można pomylić sentymenty z czymś więcej. Mimo to nie protestuję. Nie chcę być tym zazdrosnym facetem, który ogranicza swoją kobietę. Jestem ponad to. A przynajmniej próbuję w to wierzyć.
– W porządku – mówię, biorąc łyk kawy, choć smakuje teraz gorzko, jak popiół.
Anna uśmiecha się do mnie promiennie, a ja odwzajemniam jej uśmiech, choć gdzieś w środku czuję chłód. Gdy wychodzi, czuję się tak, jakby zabrała ze sobą cały tlen z mieszkania. Nagle ściany wydają się ciaśniejsze, powietrze cięższe, a cisza, która wcześniej była przyjemna, staje się nieznośna.
Próbuję skupić się na czymkolwiek. Na muzyce. Na grze na gitarze. Na tekstach, które powinienem dopracować. Ale nie mogę. Myśli uciekają w jedną stronę. Widzę Annę siedzącą naprzeciwko niego. Widzę jej śmiech. Widzę jego rękę przypadkowo muskającą jej dłoń. Widzę go patrzącego na nią z tym szczególnym błyskiem w oku, który znam z własnego doświadczenia.
To absurdalne. Przecież Anna mnie kocha. Powiedziała to tysiące razy. Przyjęła moje oświadczyny. Ale czy miłość oznacza brak pokus? Czy wystarczy, by oprzeć się przeszłości? Wiem, że to głupie, ale zazdrość jest jak trucizna – wlewa się powoli, zatruwa każdą myśl.
Godziny mijają, a ja przechodzę przez cały wachlarz emocji – od niepokoju, przez irytację, aż po gniew. W końcu słyszę szczęk zamka. Anna wróciła. Stoi w drzwiach, uśmiechnięta, beztroska. Jakby nic się nie stało.
– I jak było? – pytam chłodno.
Jej twarz przybiera nieco poważniejszy wyraz.
– Naprawdę dobrze. Było tak, jakbyśmy nigdy nie stracili kontaktu. Ale to tylko stare wspomnienia, Patryk. Nic więcej.
Milczę. Złość jeszcze nie minęła, ale już powoli się wypala. W oczach Anny widzę szczerość. Chcę jej wierzyć. Staram się. Może to moja własna niepewność każe mi doszukiwać się w tym wszystkim czegoś więcej? Może to tylko demony przeszłości szepczą mi do ucha?
– W porządku – mówię w końcu, choć w moim głosie wciąż brzmi cień urazy.
Anna podchodzi do mnie, kładzie dłonie na moich ramionach, spogląda w oczy.
– Kocham cię, Patryk. Nie masz powodu do zazdrości.
Westchnienie wydobywa się z mojej piersi, jakbym wypuszczał całe nagromadzone napięcie. Przyciągam ją do siebie, wtulam twarz w jej włosy. Pachnie domem. Bezpieczeństwem.
Może powinienem w końcu nauczyć się ufać.
***
Poranek był leniwy, rozciągnięty jak smugi mleka w czarnej kawie. W apartamencie unosił się zapach świeżo mielonej kawy i ciepłego chleba. Patryk siedział na krześle, opierając się o blat kuchenny. W dłoniach trzymał kubek, a jego zielone oczy błądziły po twarzy Anny, która uśmiechała się do niego lekko, poruszając łyżeczką w filiżance.
– Dostałam wiadomość od starego przyjaciela – powiedziała nagle, przerywając ciszę. – Zaprosił mnie na obiad. Nie widzieliśmy się od lat.
Patryk uniósł brew, czując nagły ścisk w żołądku. Zmrużył oczy, jakby chciał ocenić, czy te słowa coś za sobą kryją. Serce uderzyło mocniej. Zazdrość przyszła nagle, jak nieproszony gość, którego nie sposób się pozbyć. Wypił łyk kawy, gorzki i gorący, jak jego myśli.
– A kto to taki? – zapytał, siląc się na neutralny ton.
– Stary znajomy, jeszcze z czasów studiów – odpowiedziała spokojnie. – Nic wielkiego, po prostu chcemy nadrobić stracony czas.
Patryk nie odpowiedział od razu. Miał ochotę zapytać, dlaczego ten znajomy odezwał się właśnie teraz. Dlaczego chciał ją zobaczyć, skoro tyle lat minęło? Zacisnął palce na uchwycie kubka, czując, że każda kolejna myśl wzmaga w nim niepokój.
– Jasne – rzucił w końcu, próbując zabrzmieć obojętnie. – Idź, jeśli chcesz.
Anna spojrzała na niego uważnie, jakby próbowała zajrzeć do jego myśli. Jej spojrzenie było łagodne, ale Patryk czuł, że nie jest w stanie się w nim ogrzać. Nie dzisiaj.
Kiedy wyszła, zostawiając go samego w apartamencie, świat wydał mu się dziwnie pusty. Próbował skupić się na muzyce, na tekstach piosenek, na czymkolwiek, co odciągnęłoby go od myślenia o tym, gdzie jest Anna i co robi. Ale każda nuta, każda linijka tekstu, każda myśl prowadziła go z powrotem do jednego – do niej, do jej uśmiechu, do mężczyzny, z którym właśnie siedziała przy stole.
Czy się śmiała? Czy patrzyła na niego tak, jak kiedyś patrzyła na Patryka? Czy ten człowiek budził w niej wspomnienia, które mogłyby przyćmić wszystko, co zbudowali razem?
Z każdą godziną jego zazdrość rosła, gęstniała jak mgła, która przesłaniała zdrowy rozsądek. Wiedział, że powinien ufać Annie. Nigdy nie dała mu powodów, by w nią wątpić. A jednak...
W głowie rozbrzmiewały echa dawnych ran, złamanych obietnic, zawodów, które kiedyś przeżył. Stracił już jedną osobę, na której mu zależało. Nie mógł stracić kolejnej.
Kiedy w końcu wróciła, Patryk był już innym człowiekiem. Naburmuszony, spięty, milczący. Nie mógł spojrzeć jej w oczy, nie od razu. Anna odłożyła torebkę, podeszła do niego i delikatnie dotknęła jego ramienia.
– Co się stało? – zapytała cicho.
Patryk wzruszył ramionami.
– Nic.
– Nie wyglądasz na kogoś, komu nic nie jest – powiedziała z lekkim uśmiechem, ale w jej oczach czaiło się zrozumienie. – Chodzi o dzisiejszy obiad, prawda?
Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś w bok, próbując nie zdradzić swoich emocji, ale one już dawno były widoczne.
– To było tylko spotkanie, Patryk. Przysięgam. Nic więcej. – Jej głos był łagodny, ale stanowczy.
Patryk zamknął oczy na chwilę, biorąc głęboki oddech. Jego złość powoli topniała, ustępując miejsca zmęczeniu. Wiedział, że Anna nie kłamała. Wiedział, że powinien jej ufać. Tylko dlaczego było to takie trudne?
Podniósł rękę i delikatnie musnął jej policzek. Anna westchnęła i ujęła jego dłoń w swoje ciepłe palce.
– Przepraszam – wymamrotał w końcu.
Uśmiechnęła się i przysunęła bliżej.
– Nie musisz. Po prostu mi ufaj.
Patryk przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy. Pachniały domem, bezpieczeństwem, miłością. Wiedział, że musi nauczyć się ufać. Inaczej sam siebie zniszczy.
A on nie chciał już więcej tracić.