I po bólu!
Nie mogłem spać. Przewracałem się z boku na bok, zaciskając powieki, próbując ignorować pulsujący ból w szczęce. Był jak rytmiczne uderzenia bębna, jednostajny i coraz bardziej irytujący. Próbowałem wszystkiego – piłem zimną wodę, przykładałem kostki lodu do policzka, brałem tabletki przeciwbólowe. Nic nie działało. Czułem, jak z każdą minutą narasta we mnie irytacja i bezsilność.
Wstałem i podszedłem do okna. Światła Chicago rozciągały się przede mną jak ocean neonów. W oddali usłyszałem odgłos przejeżdżającego pociągu. Czułem się samotny, choć Anna spała spokojnie w naszej sypialni. Nie chciałem jej budzić – przecież nie mogła mi pomóc. To był mój ból, moja nocna udręka.
Oparłem czoło o zimną szybę i westchnąłem. Jutro muszę coś z tym zrobić. Chociaż myśl o dentyście napawała mnie przerażeniem, nie mogłem już dłużej tego znosić. W głowie pojawiały się obrazy wierteł, igieł i białych fartuchów. Od zawsze bałem się wizyt u stomatologa – ta irracjonalna panika zakorzeniła się we mnie jeszcze w dzieciństwie.
Gdy nastał świt, nie czekałem ani chwili dłużej. Zadzwoniłem do znajomego dentysty, Toma. Miałem szczęście – powiedział, że może mnie przyjąć jeszcze tego samego dnia. Odetchnąłem, choć wiedziałem, że wkrótce moje nerwy sięgną zenitu.
W gabinecie czułem się jak skazaniec czekający na wyrok. Siedziałem na fotelu, a serce waliło mi tak mocno, że zdawało się odbijać od żeber. Tom uśmiechnął się do mnie uspokajająco.
– Spokojnie, Patryk. To tylko drobna naprawa.
Drobna naprawa? Dla niego może i tak. Dla mnie – operacja na otwartym sercu. Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy, a dłonie stają się lodowate. Gdy dentysta zbliżył się do mnie ze znieczuleniem, nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
– Hej, oddychaj. – Tom położył mi rękę na ramieniu.
Wziąłem kilka głębokich oddechów, starając się nie spanikować. Czułem się jak dziecko. W końcu zamknąłem oczy i pozwoliłem mu działać. Czekałem na ból, na piekielne cierpienie, ale... nic takiego nie nastąpiło. Znieczulenie zaczęło działać niemal natychmiast. Po chwili słyszałem tylko ciche buczenie wiertła i czułem lekkie wibracje w szczęce. Byłem w szoku – to wcale nie było takie straszne.
Po wszystkim usiadłem na krześle, przecierając czoło. Byłem cały spocony, ale... żyłem. I co najważniejsze – ból zęba zniknął. Tom uśmiechnął się i klepnął mnie w ramię.
– Widzisz? Strach ma wielkie oczy.
Wyszedłem z gabinetu z poczuciem ulgi i satysfakcji. Świeże powietrze uderzyło mnie w twarz, a ja poczułem się, jakbym na nowo odzyskał kontrolę nad swoim życiem. Wróciłem do domu, uśmiechnięty, wdzięczny za to, że ta nocna udręka wreszcie się skończyła.
***
Noc w apartamencie Patryka była ciężka. W ciszy, przerywanej jedynie sporadycznymi dźwiękami miasta, zmagał się z bólem, który zdawał się pulsować w rytm jego własnego serca. Przewracał się z boku na bok, próbując znaleźć pozycję, która złagodziłaby cierpienie, ale na próżno. Z każdą chwilą ból przybierał na sile, jakby jego ciało sprzysięgło się przeciwko niemu. Czasami wydawało mu się, że jego własne myśli, zwykle tak ponure i mroczne, dziś były zdominowane tylko przez jedno: rwący, przenikający ból zęba.
Patryk był wokalistą popularnego zespołu rockowego. Stał na scenach, śpiewał przed tysiącami ludzi, jego głos był jego największą siłą. Ale tej nocy czuł się bezbronny wobec tego małego, zdradliwego bólu, który odebrał mu spokój i sprawił, że przewracał się w łóżku, nie znajdując ukojenia. Zaciskał dłonie w pięści, walcząc z narastającą frustracją. Gdy tylko pierwsze promienie świtu zaczęły wpadać przez okna apartamentu, sięgnął po telefon i wybrał numer do znajomego dentysty.
Głos po drugiej stronie był pełen zrozumienia. „Przyjdź od razu, zajmę się tym” – powiedział dentysta, jakby wiedział, że Patryk nie zniesie dłużej tego cierpienia. Wokalista ubrał się w pośpiechu, narzucił na siebie skórzaną kurtkę i wyszedł na chłodne, poranne ulice Chicago.
Droga do gabinetu dłużyła mu się niemiłosiernie. Każdy krok zdawał się przybliżać go nie do ulgi, lecz do jeszcze większego lęku. Zawsze bał się dentystów. Mimo że był silnym, dorosłym mężczyzną, który na scenie emanował charyzmą i pewnością siebie, teraz czuł się jak mały chłopiec, którego ogarnia irracjonalny strach. Na samą myśl o wiertłach, metalowych narzędziach i chłodnym świetle lampy nad fotelem dentystycznym, ogarniała go panika.
Gdy usiadł na fotelu, jego dłonie mocno zacisnęły się na podłokietnikach. Serce waliło jak oszalałe. Dentysta mówił do niego spokojnie, tłumaczył każdy swój ruch, ale Patryk ledwo słyszał jego słowa przez szum własnych myśli. Czuł, jak pot zbiera się na jego skroniach, a świat wokół zdawał się wirować. Gdy dentysta sięgnął po znieczulenie, przez moment wydawało mu się, że straci przytomność – mroczki zatańczyły mu przed oczami, a dłonie zrobiły się lodowate.
Ale potem... nic. Wstrzymał oddech, czekając na falę bólu, która nie nadeszła. Leczenie było niemal bezbolesne. Czuł tylko lekkie naciski, subtelne ruchy, nic więcej. Gdy zabieg dobiegł końca, wpatrywał się w dentystę z niedowierzaniem.
– To już? – zapytał, jakby nie mógł uwierzyć, że tak długo bał się czegoś, co okazało się tak proste.
Dentysta uśmiechnął się tylko, pakując narzędzia.
– Strach ma wielkie oczy, Patryk. Ale to już za tobą.
Wokalista wyszedł z gabinetu lekki, jakby ktoś zdjął z jego barków ogromny ciężar. Powietrze wydawało się świeższe, świat bardziej przyjazny. Gdy dotarł do apartamentu, usiadł na kanapie i przeciągnął się, uśmiechając się do siebie. Ból zniknął. A wraz z nim – ten nieznośny, irracjonalny strach.
Po raz pierwszy od dawna czuł się naprawdę wolny.