Smutek
Czasem zastanawiam się, jak to jest możliwe, że tak wiele ludzi marzy o życiu, jakie wiodę, a ja nie potrafię w nim znaleźć sensu. Siedzę w salonie mojego apartamentu w Chicago, otoczony ścianami ozdobionymi złotymi i platynowymi płytami, które powinny być dowodem mojego sukcesu. A jednak każda z nich wydaje mi się teraz pustym trofeum, zimnym przypomnieniem o tym, że gdzieś po drodze zgubiłem siebie.
Patrzę na swoje odbicie w lustrze nad kominkiem. Zielone oczy, które kiedyś pełne były życia, teraz wydają się matowe, jakby straciły swój blask. Moje długie blond włosy, które stały się znakiem rozpoznawczym, wyglądają na zaniedbane. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mi na tym zależy. Wszystko, co kiedyś miało znaczenie, wydaje się teraz tak odległe.
Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz naprawdę czułem się szczęśliwy. Może to było na początku naszej drogi, kiedy razem z chłopakami z zespołu graliśmy w ciasnych klubach, gdzie ludzie byli tak blisko, że czułem ich oddechy, ich energię. To był inny świat – surowy, autentyczny, pełen prawdziwych emocji. Teraz, stojąc na scenie przed tysiącami ludzi, czuję się bardziej samotny niż kiedykolwiek. Wszyscy chcą coś ode mnie: uśmiechu, zdjęcia, autografu, a ja? Ja chciałbym tylko, żeby ktoś zapytał, jak naprawdę się czuję.
Zacząłem tracić na wadze. Moje ciało, kiedyś wysportowane i pełne siły, teraz jest wychudzone i słabe. Ludzie w moim otoczeniu zauważają zmiany, ale nikt nie pyta dlaczego. Menedżer mówi tylko, żebym się ogarnął, bo wkrótce ruszamy w kolejną trasę. „Fani na ciebie liczą” – powtarza, jakby to miało mnie zmotywować. Ale ja nie mam już siły udawać.
W mojej szufladzie leży pełna butelka tabletek przeciwdepresyjnych. Lekarz mówił, że powinny pomóc, ale ja nie czuję różnicy. Może dlatego, że nie wierzę, że jakiekolwiek pigułki mogą naprawić to, co jest we mnie zepsute. Próbowałem pisać piosenki, wyrazić w muzyce to, co czuję, ale każda próba kończy się frustracją. Słowa, które kiedyś przychodziły mi tak łatwo, teraz wydają się puste. Gitara, która była moim najlepszym przyjacielem, teraz tylko zbiera kurz w kącie pokoju.
Czasem siedzę na parapecie, patrząc na nocne światła miasta. Chicago jest piękne nocą, ale to piękno wydaje się obce, jakby nie miało nic wspólnego ze mną. Kiedyś te światła mnie fascynowały, teraz tylko przypominają mi, jak bardzo jestem zagubiony. Myślę o skoku – o tym, jakby to było, gdyby wszystko nagle się skończyło. Czy ktoś zauważyłby moją nieobecność? Czy mój zespół po prostu znalazłby nowego wokalistę, a fani przerzuciliby się na inną gwiazdę rocka?
Najgorsze są noce. Kiedy świat cichnie, a ja zostaję sam ze swoimi myślami. To wtedy przychodzą najciemniejsze chwile. Próbuję zasnąć, ale sny, jeśli w ogóle przychodzą, są pełne chaosu i bólu. Budzę się spocony, z bijącym sercem, i znów patrzę w sufit, czekając na świt.
Nie wiem, dokąd zmierzam. Czuję, jakby mój świat kurczył się każdego dnia, jakbym tonął w czarnej dziurze, z której nie ma ucieczki. Nie mam nikogo, kto mógłby mnie wyciągnąć, podać pomocną dłoń. Ludzie, których uważałem za przyjaciół, zniknęli, kiedy przestałem być dla nich użyteczny. Została tylko samotność.
Może to właśnie jest ironia życia – być otoczonym tłumem i jednocześnie tak przeraźliwie samotnym. Może w tym tkwi cała prawda o sławie: to nie blask reflektorów, ale cień, który się za nimi kryje. Patrząc na to wszystko z tej perspektywy, nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę odpowiedzi, których szukam. Ale wiem jedno – jeśli nic się nie zmieni, w końcu przestanę ich szukać.