Rozmowa w kawiarni
Siedzę na drewnianej ławce przed kawiarnią na rogu ulicy Belmont i Sheffield w sercu Chicago. W powietrzu unosi się delikatny zapach świeżo mielonej kawy, który miesza się z nutą spalin i zimowego chłodu. W dłoniach trzymam bukiet róż. Czerwonych, oczywiście. Zawsze wydawały mi się najpełniejsze w wyrazie, najbardziej szczere w przekazywaniu tego, co niewyrażalne słowami. Spoglądam na zegarek. Jest 16:53. Anna powinna zaraz się zjawić.
Nie mogę powstrzymać myśli od powrotu do naszego pierwszego spotkania. Tamto spojrzenie – jej oczy, głęboko szaroniebieskie, pełne ciepła, ale też tajemnicy – uderzyły mnie z siłą, jakiej nie pamiętam. Miała w sobie coś, czego nie potrafię nazwać, jakby była ucieleśnieniem melancholii, która czasem wkrada się do moich piosenek. To właśnie ta nuta smutku, delikatnie podszyta cichą radością, sprawia, że nie mogę przestać o niej myśleć.
Przyglądam się różom, zastanawiając się, czy zrobią na niej wrażenie. Czy doceni ten drobny gest? Czy dostrzeże, że kwiaty to tylko wierzchołek góry lodowej moich uczuć? Zawsze uważałem, że miłość, prawdziwa miłość, to coś więcej niż gesty. To spojrzenia, które wnikają w duszę, cisza, która mówi więcej niż tysiąc słów, drobne gesty, których nie trzeba tłumaczyć. Z nią wszystko to zdaje się możliwe.
– Patryk?
Podnoszę głowę. Jest. Anna. Uśmiecha się do mnie, a jej uśmiech rozświetla wszystko wokół. Jej płaszcz jest lekko rozpięty, a pod nim widać prostą, kremową sukienkę. Wyciągam bukiet i podaję jej, nie mogąc powstrzymać drżenia w dłoniach.
– Są piękne. Dziękuję – mówi, przyciskając róże do piersi. Jej oczy błyszczą, jakby kryły w sobie całą gamę emocji.
Wchodzimy do kawiarni. Ciepło uderza mnie w twarz, a zapach kawy staje się jeszcze bardziej intensywny. Wybieramy stolik przy oknie. Zamawiamy latte. Gdy kelnerka odchodzi, spoglądam na Annę. Jej dłonie delikatnie muskają porcelanowy kubek, jakby ten gest miał ją zakotwiczyć w rzeczywistości.
– Opowiedz mi coś o sobie, Anno – zaczynam, próbując ukryć, jak bardzo pragnę wiedzieć o niej wszystko.
– O mnie? – Jej uśmiech jest lekko ironiczny. – A co chciałbyś wiedzieć?
– Wszystko – odpowiadam bez zastanowienia. – Ale zacznij od tego, co masz w sercu.
Anna spogląda na mnie, a ja czuję, jak jej spojrzenie przenika mnie na wskroś.
– W sercu... – mówi cicho, niemal szeptem. – Myślę, że w sercu mam muzykę, ciszę i... odrobinę chaosu. Wiesz, tęsknię za czymś, czego nie potrafię nazwać. Czasem mam wrażenie, że to coś jest na wyciągnięcie ręki, ale zawsze wymyka się, gdy próbuję to uchwycić.
Jej słowa brzmią jak tekst, który mógłbym napisać. Jakby jej myśli były echem moich własnych. Nachylam się lekko w jej stronę.
– Tęsknota to ciekawa rzecz – mówię. – To ona sprawia, że tworzymy, że szukamy, że próbujemy nadać sens czemuś, co wydaje się nieuchwytne. Czy to właśnie z tej tęsknoty płynie twoja melancholia?
Anna przygląda mi się uważnie, jakby próbowała mnie rozgryźć.
– Może. A może to po prostu część mnie. Czasem wydaje mi się, że smutek to coś więcej niż emocja. To stan bycia, który pozwala dostrzec piękno tam, gdzie inni go nie widzą.
Milknę na chwilę, pozwalając jej słowom opaść, jak płatki śniegu na chodnik za oknem. Cicho gra muzyka w tle – delikatny jazz. Myślę o tym, jak bardzo pragnę zgłębić tę część jej duszy, którą tak nieśmiało mi pokazuje.
– Wiesz, Anno – zaczynam. – Zawsze uważałem, że ludzie jak ty są jak tajemnicze melodie. Trzeba ich słuchać uważnie, kawałek po kawałku, aż w końcu zaczynasz rozumieć całość.
Uśmiecha się lekko, odstawiając kubek na spodek. Jej spojrzenie jest cieplejsze, a w kącikach oczu pojawiają się drobne zmarszczki.
– Może to prawda, a może nie jestem aż tak skomplikowana, jak myślisz.
Nie odpowiadam. Może rzeczywiście widzę w niej coś więcej, niż jest w rzeczywistości. Ale w tej chwili nie ma to znaczenia. Liczy się tylko to, że siedzimy tutaj razem, w tej kawiarni, pośród zapachu kawy i dźwięku cichych rozmów. Liczy się to, że czuję, jak jej obecność wypełnia pustkę, którą tak długo nosiłem w sobie.
Czas płynie, a rozmowa toczy się dalej. Śmiejemy się, wspominamy, dzielimy się tym, co dla nas ważne. Wychodzimy z kawiarni, a ja czuję, że ta randka była czymś więcej niż zwykłym spotkaniem. Była jak melodia, która wciąż wybrzmiewa w mojej głowie. Jak początek czegoś niezwykłego.
Anna spogląda na mnie, gdy odprowadzam ją do taksówki.
– Dziękuję za dzisiaj – mówi cicho.
– To ja dziękuję – odpowiadam.
Patrzę, jak odjeżdża, a w moim sercu rozbrzmiewa coś nowego. Melodia, której nie potrafię jeszcze do końca zrozumieć, ale wiem, że chcę ją grać na nowo, w nieskończoność.