Pustka
Powrót do apartamentu był dziwnie cichy. Świat za oknem trwał w hałasie wieczornego Chicago – klaksony, odległe rozmowy ludzi na chodnikach, a gdzieś w tle jednostajny ryk silników. Jednak wszystko to wydawało się zbyt odległe, jakby działo się na innej planecie. Drzwi do mieszkania zamknąłem z niemalże nabożną ostrożnością, starając się nie naruszyć delikatnej ciszy, która mnie otaczała. Kiedy klucz przesunął się w zamku, a zatrzask kliknął, poczułem, że wróciłem do swojej osobistej klatki.
Psycholog. Niby rozmowa, niby terapia. A jednak każde pytanie wbijało się we mnie jak kolec. „Dlaczego tak bardzo boisz się samotności, Patryku?”. To pytanie powtarzało się w mojej głowie jak echo, odbijając się od ścian mojego umysłu. Czy rzeczywiście się jej boję? Czy może to właśnie w niej znajduję bezpieczną przystań, ucieczkę przed tym, co na zewnątrz?
Zrzuciłem kurtkę na fotel w przedpokoju. Nie chciało mi się nawet wieszać jej na wieszak. To by wymagało wysiłku, a ja czułem się wypruty z energii. Oczy przywykły do półmroku apartamentu, rozświetlanego jedynie mdłym blaskiem ulicznych latarni, przesączającym się przez ogromne okna.
Usiadłem na krawędzi łóżka i oparłem łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach. W głowie kłębiły się myśli, chaotyczne, jakby każda walczyła o miano tej najważniejszej. Psycholog mówił coś o radzeniu sobie z emocjami, o dawaniu sobie przyzwolenia na słabość. Ale jak dać sobie przyzwolenie na coś, co każdego dnia cię przygniata?
Po chwili opadłem na plecy, wpatrując się w biały sufit. Był jednolity, nijaki, a jednak widziałem na nim kształty, linie, które większość ludzi pewnie by zignorowała. To było jak wpatrywanie się w chmury i szukanie tam zwierząt czy twarzy. Próbowałem się skupić na czymkolwiek innym niż pustka w środku, ale wszystko, co wyłaniał sufit, wydawało się jakieś smutne, jakby każda linia kryła w sobie żal.
Przypomniały mi się słowa psychologa: „Znajdź w sobie jedną pogodną myśl. Coś, co daje ci nadzieję lub radość”. Szukałem. Naprawdę szukałem. Ale im dłużej próbowałem, tym bardziej dostrzegałem, że nic takiego we mnie nie ma.
Czy nie powinno być inaczej? Mam przecież wszystko, o czym marzy wielu – sławę, pieniądze, uwielbienie fanów. Na scenie czuję adrenalinę, ekscytację, czasem nawet euforię. Ale potem przychodzi taka chwila jak ta – kiedy leżę w ciszy i czuję się tak niesamowicie pusty.
Ostatni album zespołu to był sukces. Krytycy rozpływali się w pochwałach, a fani wychwalali mnie pod niebiosa. Pisali, że w moim głosie słychać prawdziwe emocje, że potrafię dotknąć najgłębszych strun ludzkiej duszy. Ale co z tego, skoro sam nie potrafię dotrzeć do swoich? Czy to nie ironia – że potrafię śpiewać o uczuciach, których nie rozumiem?
Melancholia ogarniała mnie coraz bardziej. Poczucie smutku i rezygnacji wypełniało każdy kąt mojego wnętrza, jak gęsta mgła, z której nie było ucieczki. Leżąc tak, z oczami utkwionymi w sufit, czułem, że tonę w tym wszystkim – w samotności, w braku sensu, w świadomości, że mam wszystko i jednocześnie nic.
„Dlaczego boisz się samotności, Patryku?” – to pytanie znów wybrzmiało w mojej głowie. Może dlatego, że samotność nie zostawia ci wyboru. Zmusza cię do konfrontacji z samym sobą, a ja nie wiem, czy chcę poznać odpowiedzi na pytania, które tam znajdę.