Rosół
Czasem myślę, że życie jest dziwną mieszanką chaosu i porządku. Dzisiaj rano wstałem przed świtem, kiedy świat jeszcze spał, a ciemność za oknem była głębsza niż zwykle. Anna spała niespokojnie, jej czoło lśniło od potu, a jej oddech był płytki i urywany. Grypa. Brzmi tak banalnie, a jednak patrzenie na jej słabość ściskało mi serce w sposób, którego nie umiem opisać.
Zawsze uważałem, że potrafię kontrolować sytuację – na scenie, w studiu, nawet w życiu codziennym. Ale teraz czułem się bezradny. Wstałem, zanim budzik zdążył zadzwonić. W kuchni było chłodno, powietrze pachniało świeżo zmieloną kawą, którą zaparzyłem bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby. Wziąłem termometr i poszedłem do naszej sypialni.
Anna spojrzała na mnie swoimi zmęczonymi, ale wciąż pięknymi oczami, kiedy przykładałem termometr do jej czoła. Gorączka. Próbowałem ją przekonać, żeby poszła do lekarza, ale ona uparcie kręciła głową, mrucząc coś o tym, że to tylko przeziębienie. Zawsze była uparta – to jedna z cech, które kocham w niej najbardziej, choć czasem bywa to trudne.
Zostawiłem ją, żeby jeszcze trochę odpoczęła, i poszedłem do kuchni. Czułem, że muszę zrobić coś więcej. Wiem, że może to zabrzmieć śmiesznie, ale pomyślałem o rosole. Moja mama zawsze mówiła, że to najlepsze lekarstwo na wszelkie choroby. Zacząłem więc szukać składników. W lodówce znalazłem kawałek kurczaka, marchewki, seler i pietruszkę. Kroiłem wszystko z precyzją, jakbym grał na gitarze delikatną solówkę, która wymagała skupienia i zaangażowania.
Kiedy zupa powoli bulgotała na kuchence, usiadłem przy stole, trzymając kubek kawy w rękach. Myśli zaczęły płynąć swobodnie, jak nuty w improwizacji. Anna. To niesamowite, jak bardzo zmieniła moje życie. Kiedyś myślałem, że scena to wszystko, czego potrzebuję, że energia tłumu i dźwięk gitar wystarczą, by czuć się spełnionym. Ale od kiedy jest ona, wiem, że największa scena świata nie dorówna uśmiechowi, który pojawia się na jej twarzy, kiedy widzi mnie rano.
Rosół był gotowy. Zaniosłem miskę do sypialni, ostrożnie stawiając ją na stoliku nocnym. Anna uniosła się na poduszce i spojrzała na mnie z wdzięcznością.
– Patryk, naprawdę, nie musiałeś – powiedziała słabym głosem, ale ja tylko się uśmiechnąłem.
– Musiałem. Dla ciebie zawsze.
Zjadła kilka łyżek, a ja widziałem, jak powoli wraca jej kolor na policzki. To była drobna rzecz, ale w tamtym momencie poczułem coś głębokiego – świadomość, że dla niej zrobiłbym wszystko. Zrezygnowałbym z koncertu, trasy, nawet z muzyki, gdyby to miało znaczenie. Nigdy wcześniej nie czułem takiej siły, takiej determinacji.
Po wszystkim usiadłem na skraju łóżka, a Anna oparła głowę na moim ramieniu. Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko jej spokojnym oddechem. W tej chwili wszystko było na swoim miejscu – chaos ustąpił porządkowi, a ja czułem, że jestem tam, gdzie powinienem. Z nią.
Takie momenty przypominają mi, że życie to nie tylko głośne refreny i migoczące światła sceny. To także ciche chwile w kuchni, zapach rosołu i ciepło osoby, którą kochasz. I choć jutro znów wrócę do świata muzyki, dzisiaj jestem po prostu Patrykiem – mężem, który zrobił rosół dla swojej ukochanej.