Żyć bardziej
Wiosenne popołudnie nad jeziorem Michigan. Słońce wisi nisko na niebie, jakby zawieszone na cienkiej nitce pomiędzy zimowym chłodem a obietnicą letniego ciepła. Powietrze jest świeże, prześwietlone blaskiem, który odbija się od powierzchni wody. Jestem tutaj, jak zwykle, samotny w tłumie, z rękoma w kieszeniach, patrząc na spokojne fale.
Mam na imię Patryk. Długowłosy blondyn z zielonymi oczami, wokalista zespołu rockowego, który w jakiś sposób wciąż przyciąga ludzi. Moje życie wydaje się z zewnątrz pełne blasku – koncerty, wywiady, podróże. Ale kiedy stoję tutaj, na brzegu tego jeziora, czuję się tak samo jak inni. Człowiekiem z myślami, które czasami zbyt głośno dzwonią w mojej głowie.
Za dwa tygodnie kończę czterdzieści lat. Czterdzieści. To liczba, która sprawia, że czuję się jakbym balansował na ostrzu noża pomiędzy przeszłością a przyszłością. Wczoraj spojrzałem w lustro i zobaczyłem zmarszczki wokół oczu. Nie były tam jeszcze rok temu. Jak to się stało, że czas przemyka obok mnie tak niezauważalnie, a jednocześnie zostawia wszędzie swoje ślady?
Spaceruję powoli, mijając ludzi. Kobieta z wózkiem dziecięcym śmieje się, rozmawiając przez telefon. Starszy pan karmi mewy kawałkami chleba. Grupka nastolatków robi sobie zdjęcia na tle jeziora. W ich twarzach widzę coś, co już straciłem – beztroskę, przekonanie, że wszystko jeszcze przede mną. Czy oni też kiedyś staną na moim miejscu i będą się zastanawiać, dokąd zmierza ich życie?
Czterdzieści lat to prawdopodobnie połowa. Ale co osiągnąłem? Tak, jestem wokalistą popularnego zespołu. Moje piosenki są śpiewane przez tłumy. Ale kiedy gasną reflektory, zostaję sam z ciszą. Czasami zastanawiam się, czy ten hałas na scenie nie jest tylko sposobem na zagłuszenie moich własnych myśli.
Na chwilę przystaję i spoglądam na taflę wody. Jezioro Michigan ma w sobie coś hipnotyzującego. Jest jak lustro, w którym można zobaczyć siebie, jeśli tylko odważysz się patrzeć wystarczająco długo. A ja patrzę i pytam siebie: czy żyłem tak, jak chciałem? Czy byłem wystarczająco odważny, by sięgać po to, czego naprawdę pragnę? Czy kochałem wystarczająco mocno? Czy żyłem wystarczająco intensywnie?
Myśli o przemijaniu drażnią mnie jak małe kamienie w bucie. Przecież to nie jest jeszcze koniec. Może to dopiero początek? Może w drugiej połowie życia znajdę odpowiedzi, które do tej pory umykały? Postanawiam coś zmienić. Nie mogę już dłużej dryfować, pozwalać czasowi przepływać przez palce.
Zapiszę się na siłownię, myślę nagle. Czemu nie? Może zrobię coś dla swojego ciała, które nosi mnie przez świat, a które zbyt często ignoruję. Może nauczę się nowego języka. Francuski? Hiszpański? Może po prostu przestanę unikać ludzi i spróbuję ich lepiej poznać. Nowi przyjaciele mogą być kluczem do nowych doświadczeń.
Idę dalej, czując, jak te małe decyzje zaczynają nabierać kształtu w mojej głowie. Słońce chyli się ku zachodowi, a jezioro odbija jego ostatnie promienie. Zmieniające się kolory wody przypominają mi, że wszystko w życiu jest płynne, zmienne. I to jest w porządku.
Być może czterdziestka to nie koniec, ale początek czegoś nowego. Coś się kończy, coś zaczyna. Z każdym krokiem czuję, jak ciężar myśli maleje. Może to tylko jezioro Michigan potrafiło tak na mnie wpłynąć. A może po prostu przyszedł czas, żebym znów zaczął świadomie żyć.
Wracam do domu z nową energią. Z nowymi pytaniami. I z jednym postanowieniem: będę żył bardziej.