Zakazany
Każdego wieczoru, gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, Marta zakładała lekki szal na ramiona i wyruszała na spacer wzdłuż brzegu jeziora Michigan. Letni wiatr delikatnie muskał jej twarz, a fale łagodnie rozbijały się o brzeg, tworząc delikatną melodię, która zdawała się śpiewać o nim – o Patryku.
Patryk, członek popularnego rockowego zespołu, był jej obsesją, choć nigdy nie miała okazji poznać go osobiście. Zielone oczy, które tak często widziała na okładkach magazynów, zdawały się patrzeć prosto w jej duszę. Blond włosy, nieco roztrzepane, nadawały mu swobodny, niemal anielski wygląd, a jego uśmiech potrafił rozjaśnić każdy mroczny dzień. Był jej muzyką, jej inspiracją, jej tajemnicą.
Marta wiedziała, że Patryk mieszka w Chicago, zaledwie kilka kilometrów od miejsca, gdzie spędzała swoje wieczory nad jeziorem. Czasami wyobrażała sobie, że mogłaby go spotkać przypadkiem. Może on również lubi spacerować brzegiem jeziora? Może ich ścieżki skrzyżują się w jakiś cudowny, losowy sposób? Te myśli były jednocześnie słodkie i bolesne, bo Marta zdawała sobie sprawę, że to wszystko pozostanie tylko fantazją.
Wieczory przy jeziorze były dla niej chwilami ukojenia, ale prawdziwe emocje budziły się, gdy wracała do swojego małego domu i siadała przed kominkiem. Płomienie tańczyły w rytmie jej cichych westchnień, a ona wyobrażała sobie, że Patryk siedzi obok niej. W jej marzeniach jego obecność była tak realna, że niemal mogła poczuć jego zapach, mieszankę nut drzewnych i odrobinę cytrusów. Słyszała jego niski głos, jakby opowiadał jej historie ze swojego życia w trasie. Widziała, jak jego oczy rozbłyskują, gdy mówi o swojej pasji do muzyki.
Ale gdy tylko wyciągała dłoń, by dotknąć jego policzka, obraz rozmywał się jak mgła. Płomień z kominka przypominał jej, że to wszystko jest tylko iluzją. Przepaść między ich światami była zbyt ogromna, zbyt nieprzekraczalna. On – otoczony tłumami fanów, podróżujący po świecie, żyjący w świetle reflektorów. Ona – skromna, niemal anonimowa kobieta, której życie toczyło się w ciszy i prostocie.
Każdego wieczoru Marta zasypiała z tym samym uczuciem pustki. Jedynym ratunkiem przed samotnością był sen. W snach mogła być kimkolwiek chciała – mogła stać się mu równą, mogła być jego muzyką, jego inspiracją, jego tajemnicą. W snach ich spotkania były pełne magii i bliskości, jakiej nigdy nie zaznała w prawdziwym życiu.
Pewnego wieczoru, siedząc przed kominkiem, Marta zapisała na kartce kilka słów. Był to wiersz, w którym opisała swoje uczucia do Patryka. Słowa płynęły niczym melodia, a każde zdanie było wyrazem jej serca. Złożyła kartkę i schowała ją do szuflady, jakby chciała ukryć przed światem swoje najgłębsze pragnienia.
Choć wiedziała, że nigdy nie spotka Patryka, w pewien sposób żył w niej każdego dnia. Był obecny w jej myślach, w piosenkach, które nuciła, w widoku jeziora, które zdawało się odbijać jego obraz. Patryk był snem na jawie, który sprawiał, że Marta czuła się żywa, nawet w swojej samotności.