Rozważania nad kubkiem kakao
Patryk otworzył drzwi swojego apartamentu w samym sercu Chicago. Mimo późnej godziny miasto tętniło życiem, jakby zaprzeczało jego wewnętrznej ciszy. Kroki odbijały się echem w korytarzu, a w głowie Patryka kłębiły się myśli. Pogrzeb babci pozostawił w nim pustkę, której nie potrafił wypełnić ani muzyka, ani towarzystwo fanów, ani nawet gwar ulicy za oknem.
Zdjął skórzaną kurtkę i powiesił ją na wieszaku. Czuł, jak ciężar dnia osiada na jego ramionach. W kuchni postawił na gazie rondel z mlekiem, przygotowując się do zrobienia swojej ulubionej gorącej czekolady – jedynego, co zawsze koiło jego nerwy. Gdy zapach kakao zaczął wypełniać przestrzeń, jego myśli wędrowały ku babci. To ona jako pierwsza podsunęła mu gitarę, zachęcając do śpiewu, gdy był jeszcze dzieckiem. To jej uśmiech pamiętał z każdego swojego koncertu, gdy stała w pierwszym rzędzie, dumna, mimo hałasu i tłumu.
Patryk usiadł na sofie z parującym kubkiem w dłoniach. Próbował zanurzyć się w tej ciepłej słodyczy, ale tym razem nie przyniosła ukojenia. Wszystko wydawało się bez sensu. Wpatrywał się w swoje odbicie w ciemnym ekranie telewizora – zielone oczy, które babcia zawsze nazywała „smutnymi”, i długie blond włosy opadające na twarz. Dziś nie mógł uciec przed tym spojrzeniem.
Dlaczego człowiek tak cierpi, gdy traci kogoś bliskiego? Czy ból jest ceną za miłość? Patryk wiedział, że odpowiedź nie przyjdzie łatwo. Zbyt wiele pytań piętrzyło się w jego umyśle. Czy babcia naprawdę odeszła na zawsze? Czy ten świat jest wszystkim, co mamy, czy może istnieje coś więcej? Zastanawiał się, co stało się z jej duszą, jeśli w ogóle coś takiego istniało. Myśl, że mogła zniknąć, rozpływając się w nicości, przerażała go bardziej niż cokolwiek innego.
Zagłębiając się w te rozważania, Patryk poczuł, jak samotność oplata go niczym ciasny kokon. Był znanym wokalistą, otaczały go tłumy ludzi, ale nikt tak naprawdę nie znał jego prawdziwego ja. W tych chwilach najbardziej brakowało mu kogoś, kto mógłby podzielić się tym bólem, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Tylko czy naprawdę będzie?
Jego myśli odpłynęły ku filozofii. Przypomniał sobie słowa Kanta o tym, że wiara w coś większego jest wyborem, który daje sens istnieniu. Czy powinien uwierzyć? A może był jedynie zbiorem przypadkowych atomów, dryfujących w bezkresie wszechświata? Każda odpowiedź wydawała się równie prawdopodobna, co absurdalna.
Patryk podszedł do okna, przez które widok na rozświetlone Chicago przypominał mu o pulsującym życiu, które toczyło się dalej, niewzruszone jego rozpaczą. Wziął głęboki oddech, próbując odnaleźć spokój w tej miejskiej symfonii. Ale cisza w jego wnętrzu pozostawała nienaruszona.
Zastanawiał się, czy cierpienie jest tym, co czyni nas ludźmi. Czy miłość i strata to dwie strony tej samej monety? Gdyby nigdy nie kochał, nigdy nie czułby bólu – ale czy wtedy jego życie miałoby jakikolwiek smak? Babcia zawsze powtarzała, że to, co naprawdę cenne, wymaga poświęceń. Może jej śmierć była kolejną lekcją – gorzką, ale potrzebną.
W końcu odłożył pusty kubek na stolik i sięgnął po gitarę, która stała oparta o ścianę. Dotyk znajomego drewna przyniósł mu chwilowe ukojenie. Zaczął grać – delikatne akordy, które brzmiały jak echo jego myśli. Słowa same wypływały z jego ust:
„Czym jest czas, jeśli nie chwilą?
Czym jest życie, jeśli nie cieniem w słońcu?
Czy babcia mnie słyszy, tam, gdzie teraz jest?
Czy nasze drogi kiedyś znów się skrzyżują?”
Muzyka była jego modlitwą, a każda nuta – aktem pamięci. Patryk wiedział, że nie znajdzie dziś odpowiedzi na swoje pytania. Ale w tej chwili, z gitarą w dłoniach i słowami unoszącymi się w powietrzu, poczuł, że nie jest sam. Być może sens istnienia nie tkwi w odpowiedziach, lecz w samym poszukiwaniu.