Pierwszy dzień lata
Pierwszy dzień lata. Powietrze pachnie świeżością, jakby świat dopiero się narodził. Słońce stoi wysoko, rozlewając złociste światło na dachy budynków i skąpany w zieleni park, przez który właśnie przejeżdżamy. Anna śmieje się, gdy zerkam na nią z uśmiechem. Jej włosy łopoczą na wietrze, a w oczach błyszczą iskierki radości. W tym momencie wydaje się być częścią samego lata, jakby promienie słoneczne odbijały się od niej, wplatając jej blask w otaczający nas świat.
Naciskam na pedały mocniej. Przed nami jeszcze kilka przecznic, zanim dotrzemy do ścieżki prowadzącej do lasu. Czuję ciepło na skórze, przyjemne zmęczenie w mięśniach, a serce bije szybciej, ale nie tylko z wysiłku. Uwielbiam te chwile z Anną, kiedy czas przestaje mieć znaczenie. Kiedy jesteśmy tylko my i ta niekończąca się letnia wędrówka.
Las przyjmuje nas jak dawno niewidzianych gości. Chłód w cieniu drzew jest kojący, a szum liści wita nas delikatnym szeptem. Znam tę trasę jak własną kieszeń, ale Anna nigdy wcześniej tu nie była. Celowo wybrałem tę ścieżkę – skrywa miejsce, które od lat było moim małym azylem. Chciałem podzielić się nim z nią, pokazać jej coś, czego nikt poza mną nie zna. W końcu docieramy.
Polana rozciąga się przed nami, kąpiąc się w słońcu. Trawa jest miękka, świeża, a na jej powierzchni rozsypane są drobne, polne kwiaty. W samym centrum króluje ogromny, stary dąb, którego konary sięgają nieba.
Anna staje bez ruchu, chłonąc widok. Jej oczy błyszczą zachwytem. W końcu odwraca się do mnie i uśmiecha, a ja wiem, że to była dobra decyzja.
– To jest... niesamowite – mówi cicho, jakby bała się zakłócić harmonię tego miejsca.
Śmieję się lekko i wyciągam koc, który mieliśmy ze sobą. Rozkładam go pod dębem, a ona z westchnieniem ulgi opada na plecy. Po chwili kładę się obok, a Anna bez słowa opiera głowę na moich udach. Jej oddech jest spokojny, rytmiczny, a ja delikatnie przeczesuję palcami jej włosy, czując ich jedwabistą miękkość.
– O czym myślisz? – pyta nagle, otwierając jedno oko i patrząc na mnie z ciekawością.
Zamyślam się na chwilę.
– O tym, że chciałbym zatrzymać tę chwilę. Zatrzymać lato, ciebie, ten spokój.
Anna uśmiecha się leniwie, zamykając oczy.
– Nie musisz nic zatrzymywać. Po prostu bądźmy tu i teraz.
Przytakuję, choć wiem, że w głębi duszy i tak będę próbował zatrzymać ten moment.
W pewnym momencie wstaję, zostawiając Annę w spokoju. Wśród trawy dostrzegam różnokolorowe kwiaty – białe, fioletowe, żółte. Pochylam się i zaczynam je zbierać, czując pod palcami ich delikatność. Nie odzywam się, nie chcę, by zauważyła, co robię. Gdy uznaję, że mam ich wystarczająco dużo, siadam z powrotem na kocu i zaczynam zaplatać wianek.
To coś, co robiłem w dzieciństwie z mamą. Czynność, która wymaga cierpliwości i precyzji. Składam łodyżki razem, przeplatam je ostrożnie, aż w końcu powstaje coś, co mogę nazwać dziełem. Uśmiecham się pod nosem, patrząc na efekt mojej pracy, i odwracam się do Anny.
– Dla ciebie – mówię, kładąc jej wianek na głowie.
Jej oczy rozszerzają się z zaskoczenia, a potem zaczyna się śmiać, dotykając delikatnie kwiatów.
– Jest piękny! – mówi z zachwytem. – Dziękuję, kochanie.
Jej radość jest jak słońce – promienna, ciepła, wszechogarniająca. A ja, patrząc na nią, czując ten moment całą duszą, ocieram ukradkiem łzę szczęścia.
Lato zawsze było dla mnie czymś ulotnym, chwilowym. Ale dzisiaj, z Anną u boku, czuję, że może trwać wiecznie.
***
Słońce wisiało wysoko na bezchmurnym, letnim niebie, otulając miasto delikatnym, złotym światłem. Pierwszy dzień kalendarzowego lata – ten dzień zawsze był dla Patryka wyjątkowy. Lubił myśleć o nim jako o symbolicznym nowym początku, choć sam nie potrafił już zliczyć, ile razy próbował zacząć wszystko od nowa. Jednak dziś nie chciał myśleć o przeszłości ani o ciężarze wspomnień. Dziś miał być tylko on i Anna.
Uśmiechnął się lekko, patrząc na nią, gdy sprawdzała stan swojego roweru. Jej długie kasztanowe włosy błyszczały w słońcu, a w oczach igrała radość. Była pełna życia, ekscytacji, a jej energia udzielała się nawet jemu – człowiekowi, który zwykle nosił w sobie melancholię jak ciężki płaszcz.
– Gotowa? – zapytał, zakładając plecak na jedno ramię.
– Gotowa! – odparła z entuzjazmem, wskakując na rower.
Ruszyli przez ulice miasta, mijając gwarne kawiarnie i zgiełk codzienności, który zdawał się nie mieć do nich dostępu. Patryk prowadził ją w miejsce, o którym nikomu nigdy nie mówił – polanę ukrytą w sercu lasu, gdzie często przychodził, by zebrać myśli. Las powitał ich chłodnym cieniem, a jedyny dźwięk, jaki im towarzyszył, to szelest liści i śpiew ptaków.
Kiedy dotarli na miejsce, Anna zaniemówiła. Przed nimi rozciągała się polana skąpana w słońcu, otoczona majestatycznymi drzewami. Na jej środku rósł stary dąb, którego gruby pień i rozłożyste gałęzie wyglądały, jakby miały ich objąć w czułym uścisku.
– To jest... magiczne – wyszeptała, obracając się wokół własnej osi. – Skąd wiedziałeś o tym miejscu?
Patryk wzruszył ramionami i uśmiechnął się tajemniczo.
– Po prostu tu trafiłem. I wiedziałem, że kiedyś będę chciał ci je pokazać.
Rozłożyli koc pod dębem i położyli się na wznak. Anna oparła głowę na jego udach, a on delikatnie przesuwał palcami po jej policzku, przeczesując jedwabiste włosy. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. O przyszłości, o podróżach, o muzyce i o marzeniach, które wciąż były przed nimi. Anna śmiała się, a jego serce biło mocniej na dźwięk tego śmiechu – jakby ten dźwięk był najczystszą melodią, jaką kiedykolwiek znał.
W pewnym momencie wstał i zaczął zbierać kwiaty. Nie powiedział nic, ale w jego umyśle od razu zakiełkował pomysł. Z wprawą, której sam się nie spodziewał, zaczął pleść wianek. Kiedy skończył, podszedł do Anny i z czułością nałożył jej go na głowę.
– Królowa lata – powiedział z uśmiechem.
Anna podniosła rękę do czoła, by dotknąć delikatnych kwiatów, a w jej oczach pojawił się blask autentycznego wzruszenia. Jej radość była tak intensywna, że Patryk poczuł ciepło rozlewające się po całym ciele. Nie chciał, by ta chwila się kończyła. Była doskonała.
Kiedy Anna nie patrzyła, szybko otarł łzę szczęścia, która mimowolnie spłynęła mu po policzku. Od dawna nie czuł się tak beztroski. Tak pełen. Tak... szczęśliwy.
Zamknął oczy i wziął głęboki oddech, jakby chciał zatrzymać w sobie ten moment na zawsze.