Michael II
Patryk siedział w swoim apartamencie w Chicago, spoglądając przez ogromne okno na rozległą panoramę miasta. Deszcz spływał po szybie, rozmywając światła neonów i latarni, jakby sam świat płakał wraz z nim. Czuł się dziwnie nieswojo, pełen napięcia, które nie potrafił nazwać. Ostatnie dni przyniosły mu mieszankę uczuć, z którymi nie potrafił sobie poradzić.
Wszystko zaczęło się od jednej wiadomości. Anna powiedziała mu, że do Chicago przyjeżdża jej dawny przyjaciel, ktoś, kogo znała od lat, jeszcze zanim spotkała Patryka. Przyjaciel chciał się z nią zobaczyć, porozmawiać, powspominać dawne czasy. Powinna to być błaha informacja, coś, co nie powinno w nim wzbudzać niepokoju, a jednak od momentu, gdy te słowa padły, czuł narastającą burzę w swoim wnętrzu.
Zazdrość. Czy to było to uczucie? Nie chciał go w sobie przyznać. Przecież ufał Annie. Kochał ją i wierzył w nią, w ich związek, w ich miłość. A jednak gdzieś w głębi duszy kiełkowało ziarno wątpliwości, które nie pozwalało mu zaznać spokoju. Nie powiedział jej o tym. Nie chciał, by pomyślała, że jest człowiekiem małostkowym, że wątpi w jej uczucia. Ale czuł. Och, jak bardzo czuł.
Przypomniał sobie moment, gdy żegnała go przed spotkaniem. Jej uśmiech był ciepły, pełen miłości, a jednak on nie potrafił się odwzajemnić. Milczał, tylko skinął głową, nie chcąc powiedzieć nic, co mogłoby go zdradzić. A potem został sam. Każda minuta zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a myśli zataczały coraz ciaśniejsze kręgi wokół jednej myśli: co, jeśli ona go wciąż kocha? Co, jeśli ich dawne uczucia nigdy tak naprawdę nie wygasły? Co, jeśli on, Patryk, jest tylko chwilowym przystankiem na jej drodze?
Zamknął oczy i spróbował uciszyć ten głos w swojej głowie. Przecież to nie miało sensu. Anna była z nim, to jego wybierała każdego dnia. A jednak serce mówiło mu coś innego.
Gdy wreszcie wróciła do domu, uśmiechnięta, pełna energii, poczuł, jak coś w nim drży. Nie powiedział nic. Patrzył na nią, słuchał jej opowieści o spotkaniu, o wspomnieniach, które wróciły, o tym, jak miło było znów zobaczyć starego przyjaciela. Mówiła spokojnie, ciepło, jakby to było coś zupełnie zwyczajnego. A jednak on czuł, że jego wnętrze jest jednym wielkim chaosem.
– Nie masz powodu do zazdrości, Patryk.
Te słowa padły nagle, niemal jak cichy wyrok. Spojrzał na nią, zaskoczony. Skąd wiedziała? Czyżby aż tak był przejrzysty? Otworzył usta, ale nie wiedział, co powiedzieć. Jak miał jej wytłumaczyć coś, co sam ledwie rozumiał?
– Kocham ciebie. Tylko ciebie – dodała, podchodząc do niego bliżej. Położyła dłoń na jego policzku i spojrzała mu prosto w oczy. I w tym spojrzeniu nie było żadnego kłamstwa, żadnej niepewności. Tylko miłość.
Minęło wiele dni, zanim naprawdę uwierzył. Wciąż nosił w sobie cień tamtych wątpliwości, ale z każdym dniem stawał się on coraz mniejszy. Anna nie zmieniła swojego zachowania, nie próbowała niczego udowadniać – po prostu była sobą, obok niego, tak jak zawsze. A on, stopniowo, zaczął rozumieć, że zazdrość była jedynie jego własnym lękiem, nie rzeczywistością.
Pewnego wieczoru, siedząc razem na kanapie, otuleni ciszą, Patryk spojrzał na nią z zupełnie nową jasnością. Wtedy po raz pierwszy pozwolił sobie na pełne wybaczenie – nie jej, lecz sobie. Za swoje wątpliwości, za swoje lęki, za swoją niedoskonałość. Bo miłość, prawdziwa miłość, nie była idealna. Była pełna obaw, ale też pełna siły. I tej nocy Patryk zrozumiał, że naprawdę kocha.
I że jest kochany.