Kotka Luna
Sobota poranek w Chicago. Miasto budziło się leniwie, jeszcze niepewne, czy chce przywitać nowy dzień. Patryk siedział w swojej kuchni, której duże, otwarte okna wpuszczały oddech zimowego powietrza. Promienie słońca przeświecały przez parujący kubek kawy, formując na blacie małe, migoczące refleksy. Była to chwila ciszy, pozbawiona szumu koncertowych hal, krzyków fanów i głośnych gitar. Taka, jakich Patryk potrzebował.
Jego długie, jasne włosy opadały na ramiona, a zielone oczy wbijały się w przestrzeń za oknem. Patryk wspominał wczorajszą rozmowę z mamą. Jej głos, zawsze ciepły i kochający, tym razem miał w sobie nutę smutku, której nie potrafił zignorować.
– Patryku, czuję się ostatnio bardzo samotna... – powiedziała, a jej słowa zawisły w powietrzu jak niewypowiedziany wyrzut. Wiedział, że rzadko się widują. Kariera wokalisty była ekscytująca, ale często wymagała od niego wyrzeczeń. Koncerty, nagrania, trasy – to wszystko oddalało go od bliskich, a w szczególności od mamy, która po śmierci taty pozostała sama w wielkim domu na przedmieściach.
Patryk zastanawiał się, co mógłby zrobić. Rozmyślając, wziął kolejny łyk kawy, smakując jej gorzkość, która wydawała się odzwierciedlać jego nastrój. I wtedy, jakby zapaliła się w jego głowie mała lampka, pojawiła się myśl – coś tak prostego, a zarazem genialnego. Zwierzę. Mama zawsze kochała zwierzęta.
W kilka minut był gotowy do wyjścia. Zarzucił skórzaną kurtkę, włosy schował pod czapką, a w uszach zawiesił słuchawki, które oddzieliły go od świata, wypełniając go ulubioną muzyką. Po półgodzinie znalazł się przed schroniskiem dla zwierząt. Budynek był niepozorny, ale w jego wnętrzu kryło się życie.
Zapach zwierząt i środków dezynfekcyjnych uderzył go zaraz po wejściu. Pracownicy schroniska przywitali go z uśmiechem, a jedna z kobiet zapytała, czy wie, czego szuka.
– Chcę przygarnąć zwierzaka dla mojej mamy. Coś niedużego, co mogłoby jej towarzyszyć... – odpowiedział, a jego słowa wywołały ciepły uśmiech na twarzy kobiety.
Zaprowadzono go do małego pokoju, wypełnionego klatkami. W jednej z nich siedział mały, czarny kotek, który przyciągnął jego uwagę. Kot miał błyszczące, inteligentne oczy i drobną sylwetkę. Patryk wyciągnął dłoń, a kot podszedł, ocierając się o jego palce.
– To Luna. Trafiła tu kilka tygodni temu. Jest śmiała i bardzo przyjazna – wyjaśniła pracownica. Patryk już wiedział, że to właśnie ona pojedzie z nim do domu mamy.
Kilka godzin później stał na progu jej domu, trzymając w rękach transporter. Mama otworzyła drzwi i spojrzała na niego zdziwiona.
– Patryku? Co tu robisz?
– Przywiozłem ci prezent... – powiedział, otwierając transporter. Luna wychyliła się ostrożnie, spoglądając na nową właścicielkę. Mama zakryła usta dłonią, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Och, Patryku, ona jest cudowna! Dziękuję... – wyszeptała, biorąc kotka na ręce. Luna od razu zaczęła mruczeć, jakby wiedziała, że trafiła na swoje miejsce.
Patryk obserwował ten obrazek z uśmiechem. Wiedział, że zrobił dobrze. Być może nie był w stanie spędzać z mamą tyle czasu, ile by chciał, ale przynajmniej dał jej towarzysza, który będzie przy niej zawsze. Luna stała się dla niej nie tylko kotem, ale i dowodem miłości syna, który pomimo odległości zawsze myślał o swojej mamie.